Nie możesz kłamać, kiedy nie znasz
prawdy.
A prawda z czasem wyda się
kłamstwem.
Nie mów wcale.
Przejechałam dłonią po twarzy i
westchnęłam głośno. Byłam zmęczona, mimo że cały dzisiejszy dzień przeleżałam w
łóżku, wgapiając się w biały sufit i równie białe – zresztą jak każdy szczegół
tego pomieszczenia – ściany. Irytowały mnie. Ludzie nie znają prawdy, a
oskarżają mnie o kłamstwo i szaleństwo.
- Lauren, przyniosłam Twoje
leki – usłyszałam głos Kristy Helden, jednej z pracownic szpitala…
psychiatrycznego.
Tak, nazywam się Lauren Vellane
i „mieszkam” w szpitalu psychiatrycznym, chociaż wcale nie powinnam tutaj
trafić. Wszystko co mi się przytrafiło było prawdą, w którą nikt nie chciał
uwierzyć. Bali się jej. Tak bardzo chcieli wierzyć, że to kłamstwo i kolejne
głupoty kolejnego pacjenta.
Coś o mnie? Trzy tygodnie temu
skończyłam 19 lat, rok temu znalazłam nowy dom i rok temu przytrafiło mi się
coś, co nie dawało mi spokoju przez ostatnie trzysta siedemdziesiąt osiem dni i
godzinę. Zobaczyłam coś, czego nigdy nie powinnam zobaczyć. Do tej pory nie mam
pojęcia, co to było, ale planuję się tego dowiedzieć. Już niedługo przyjdzie na
to czas i będę mogła szukać drapieżnika.
A teraz jest godzina 20:58 i
jeszcze przez chwilę muszę pozostać Krzykaczką
Lauren. Nawet nie spojrzałam na Kristy z ogromną nadzieją, że odejdzie. Tak
jak wtedy.
- Nie potrzebuję ich – odparłam
spokojnie i bez jakiejkolwiek emocji.
Na razie.
- To zalecenie lekarza, musisz
je wziąć, Lauren – mówiła tą samą gadkę, co zawsze, kiedy tutaj była – wiem, że
tego nie lubisz, ale to ważny element twojej terapii.
Terapii?
Jakiej terapii?!
- Więc powiedz panu Johnsonowi,
że ich nie potrzebuję. Nie jestem świrem – z każdym kolejnym słowem mój głos
zwiększał się o oktawę.
Kobieta wzięła głęboki wdech i
podeszła do mnie, nie robiąc sobie nic z moich sprzeciwów. Gdyby nie była
ubrana w ten strój, mogłabym ją polubić. Chociaż dobrze wiem, że starała się
być miła tylko dlatego, bo musiała taka być. Taka jej praca.
- Wiem – powiedziała tylko i
podała mi mały plastikowy kubeczek z trzema kolorowymi tabletkami, a w drugiej
ręce trzymała kubek z wodą, oczywiście też plastikowy dla bezpieczeństwa.
Burknęłam pod nosem i wykonałam
wieczorny rytuał, jak co dzień przez rok. Rok z życia. Niby nic, jeśli przeżywa
się go na wolności. Uśmiechnęłam się wymuszenie, czekając aż zostanę sama. Po
chwili Kristy odwzajemniła uśmiech i wyszła, przedtem mówiąc krótkie
„dobranoc”. Usłyszałam kliknięcie w drzwiach, co oznaczało, że zostałam
zamknięta. Świetnie.
Położyłam się ponownie i
wróciłam do myśli sprzed paru chwil. Nie wytrzymam w tym miejscu kilku dni,
muszę przyspieszyć moją akcję do jutra wieczora. Powinno się udać. Co prawda
nie byłam zawodowym uciekinierem ani przestępcą, po prostu miałam plan, a
psychiatryk zmienia ludzi wbrew pozorom. Przynajmniej tych o zdrowym umyśle.
Można powiedzieć, że jako tako ćwiczyłam, tylko moje ofiary nie były zbyt
godnymi przeciwnikami, więc teraz potraktuję moją ucieczkę jako trudniejszy
poziom.
Musi wyjść.
Próbuj.
Nie możesz przegrać.
Nie tym razem.
Próbuj.
Tym razem wstałam z łóżka z
szerokim uśmiechem. Oczywiście przyszła do mnie Kristy ze śniadaniem, które z
chęcią zjadłam. Dzisiaj będzie mój szczęśliwy dzień i wreszcie wydostanę się z
tego więzienia.
Wyszłam z pokoju, obserwując
każdego kto wchodzi i wychodzi. Nie było wątpliwości, że potrzebowałam nie
tylko sprytu, ale także wielkiego szczęścia. Musiałam ukraść od Kristy klucze,
co było najłatwiejszym zadaniem. Gorzej z kamerami, które były praktycznie
wszędzie, ale nie w łazienkach, a stamtąd mogłam wyjść przez wentylacje prawie
że do wyjścia i wtedy pozostaną mi tylko jedne drzwi. Przy nich zawsze ktoś
czuwa. Niestety. Na szczęście jest zmiana warty między 21:50 a 22. Przy głównym
wyjściu jest kod, który zmieniali co sześć dni. Zawsze wszyscy siedzą cicho,
jednak kiedy ktoś jest niemalże niewidzialny potrafi zobaczyć wszystko.
Plan gotowy, obmyślony, będzie
dobrze. Dam radę. Jeśli nie to najwyżej zamkną mnie w jakimś bardziej
strzeżonym miejscu, ale i stamtąd znajdę drogę do wyjścia, choćby miało mi to
zająć kolejny rok.
Wzięłam głęboki wdech, kiedy
nadeszła wieczorna pora odwiedzin Kristy. Leżałam jak zawsze, żeby nikt nie
nabrał żadnych podejrzeń co do mojej osoby, poza tym musiałam stwarzać pozory
także dla siebie. Musiałam utrzymać spokój, więc nie mogłam pozwolić sobie na
zbyt dużą radość. Nie mów hop dopóki nie przeskoczysz.
- Jak się miewasz, Lauren? – no
i przyszła moja nieświadoma wspólniczka wielkiej zbrodni.
Okej, okej, nie aż tak
wielkiej. Błagam, niech się uda!
- Nie za dobrze – odparłam
słabo i przybrałam na twarz maskę.
- Co się stało? – zapytała
roboczym, niby zmartwionym tonem, podchodząc do mnie i nachylając się nade mną.
- Ja – wyszeptałam i omal się
nie rozpłakałam. Cholera, dawać mi Oscara!
Helden przysunęła twarz do
mojej, chcąc mnie usłyszeć. Złapała haczyk. Wyciągnęłam rękę do jej kieszeni,
której jak na złość nie mogłam dosięgnąć. No nie!
- Chyba muszę iść do łazienki –
rzuciłam szybko, przełykając ślinę, jakby było mi niedobrze, po czym podniosłam
się do siadu i złapałam za brzuch.
Kristy odsunęła się trochę ode
mnie gotowa wyprowadzić mnie stąd siłą. Wstałam i lewą ręką oparłam się o jej
prawe ramię, sprawiając że mój cel był łatwiejszy do osiągnięcia.
Wsunęłam rękę do jej kieszeni i
wzięłam z niej to, co chciałam, skutecznie odwracając jej uwagę. Włożyłam klucz
za spodnie i przymknęłam powieki.
- Zaprowadzę Cię – powiedziała
ochoczo, na co ja pokręciłam głową.
- Już jest w porządku. Chwilowe
załamanie – uśmiechnęłam się lekko i przyjęłam od niej tabletki, które od razu
połknęłam.
Chociaż jedna była na
uspokojenie, znaczenia kolejnych dwóch nie pamiętałam od dawna.
- Jesteś pewna, że nic nie
potrzebujesz? – dopytywała.
- Tak, już lepiej. Chyba
powinnam się położyć – stwierdziłam i właśnie tak zrobiłam.
- Niech będzie. Krzycz, a
przyjdę jak najszybciej – posłała mi uśmiech i zabrała tackę po kolacji wraz z
plastikowymi kubeczkami, po czym wyszła.
Za chwilę usłyszałam kliknięcie
w drzwiach i rozszerzyłam usta w uśmiechu. Oczywiście, że Kristy nosiła
zapasowy klucz. Kiedyś miałam okazję przez chwilę z nią pogadać i dowiedziałam
się paru ciekawych informacji, takich jak na przykład częste gubienie klucza, w
końcu zaczęła nosić zapasowe. Nie wzbudzi to żadnych podejrzeń.
Nawet, gdybym była zmęczona,
nie mogłabym ani na chwilę zasnąć, miałam w sobie za dużo adrenaliny. Te
pięćdziesiąt minut dłużyły mi się w nieskończoność, aż dostałam jakieś nerwicy.
Odchyliłam głowę do tyłu ze zniecierpliwienia i po raz kolejny w ciągu tej
minuty spojrzałam na zegarek. Jeśli poniosą mną emocje nie będzie dobrze, oj
nie. Kilka głębokich wdechów. Pamiętaj,
Lau, obchód jest dopiero o 24, do tej pory nikt nie zauważy Twojego zniknięcia,
więc w spokoju będziesz mogła uciec, gdzie pieprz rośnie. O rany. Czułam
się zupełnie, jak w filmach akcji, tyle że tam zawsze wszystko wychodzi. Czy
teraz będzie tak samo?
Wsadziłam powoli klucz do
dziurki, bojąc się o jakikolwiek hałas. Przekręciłam go i nacisnęłam na klamkę,
po czym popchnęłam drzwi i wyszłam najszybciej jak mogłam, przy okazji
oceniając sytuację na korytarzu. Nikogo nie było. Położyłam niedbale, w
pośpiechu klucz na podłodze, a potem pobiegłam do najbliższej łazienki.
Oparłam się o zamknięte drzwi i
odetchnęłam. Było tak, jak rok temu, jeszcze tylko powinien pojawić się przede
mną wielki potwór. Na całe szczęście go nie było, zepsułby mi całą akcję. Przymknęłam
oczy, nie chcąc pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia, a szczególnie na smutek
za każdym razem, kiedy uświadamiam się w tym, jak moje życie zmieniło się od
zeszłego roku. Tego samego wieczoru, którego siedziałam u przyjaciela moje
plany na życie zmieniły się diametralnie. Wzięłam się w garść. Wszędzie będzie
lepiej niż tutaj. Na pewno.
Doszłam do wlotu wentylacyjnego
i usunęłam kratkę, zagradzającą wejście do ogromnej metalowej tuby ciągnącej
się pomiędzy ścianami. Nie było z tym wielkiego problemu. Wcisnęłam się z
ledwością, szczególnie na początku, kiedy to utknęły mi barki i cała klatka
piersiowa. Przez chwilę straciłam nadzieję na ucieczkę.
Powoli, ostrożnie i jak
najciszej potrafiłam czołgałam się po zimnym metalu, od czasu do czasu stukając
niechcący za mocno w boki, co brzmiało niezbyt fajnie. W końcu skręciłam w
prawo, a potem w lewo i nareszcie dostrzegłam światło. Teraz szło mi o wiele
lepiej, niż przedtem, można powiedzieć, że zdobyłam wprawę. Przez białą kratkę
zaznajomiłam się z sytuacją przed drzwiami. Nikogo nie było. Niestety nie
miałam zegarka, żeby zobaczyć ile mam jeszcze czasu, jednak wolałam się
pospieszyć.
Trzymając palcami za dziury we
wlocie, popchnęłam jedyne wyjście z wentylacji. Po chwili już wydostałam się,
nieudolnie ale zawsze, i mogłam spokojnie – albo i trochę mniej – dojść do
drzwi. Nałożyłam z powrotem kratkę i podeszłam do urządzenia zabezpieczającego.
Obejrzałam się za siebie, po czym wpisałam pięciocyfrowy kod. 89572. Zapaliła
się zielona lampka, a ja pospiesznie chwyciłam za klamkę i pociągnęłam drzwi w
swoim kierunku. Wyszłam stamtąd, nie patrząc, czy drzwi trzasną tak głośno, że
wszyscy się zlecą. Pragnęłam tylko wydostać się z tego więzienia i dać do
zrozumienia wszystkim ludziom, że wcale nie pasowałam do psychiatryka.
Biegłam przez korytarz,
trafiając na jeszcze jedne drzwi wyjściowe, jednak te były otwarte. Wypadłam z
budynku, omal nie spadając ze schodów, ale dałam radę utrzymać równowagę.
Dopadłam do bramy i otworzyłam ją także bez większego problemu. Zatrzymałam się
na chwilę i spojrzałam za siebie.
- Żegnaj – uśmiechnęłam się do
siebie i znowu ruszyłam w nieznanym mi kierunku.
a
Dziękuję Tobie, Julio za pierwszy komentarz. To wiele dla mnie znaczy! <3 Na razie jednak pozostaję w ukryciu, bo ten blog zapewne będzie kompletnym nie wypałem. :p Tak czy inaczej - DZIĘKI. <3 Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, także ten. Do napisania? :D
W ogóle chciałam dodać trailer, jednak niestety coś nie mogę go wgrać, dlatego niestety muszę sobie to odpuścić. No i też dlatego dzisiaj jest rozdział. NO NIC. :p
love, love, love,
ArtisticSmile. <3
Ach, nie ma za co :) Nie wolno spisywać na straty czegoś co dopiero się zaczęło. Zrobiłam tak raz i bum! Żałuje do dziś. No, ale...
OdpowiedzUsuńHej, fajne imię. Takie... Niecodzienne, według mnie. Dla mnie nie ma znaczenia, kiedy dodasz znowu. Serio, jestem bardzo cierpliwa, jeśli chodzi o takie rzeczy.
Ucieczka z psychiatryka, ale czy nie zaczną jej szukać? Będzie na pewno ciekawie. No i z przyjemnością obejrzałabym ten trailer, szkoda, że nie chcę się wgrać. Złośliwość rzeczy martwych.
No nic, ja lecę. Mam jeszcze coś z Religi na pamięć, ach, tajemnice i w kółko to samo...
Pozdrawiam i miłej nocy
Julia <3 :*
Więc tak... zacznijmy od tego, że skakałam jak głupia, gdy zobaczyłam, że postanowiłaś założyć nowego bloga! Uwielbiam Twoje opowiadania! Masz wielki talent i mam nadzieję, że wykorzystasz swoje umiejętności i tak jak na Twoim poprzednim blogu, na tym zrobisz coś niesamowitego! Trzymam za to kciuki! :D Dobra to teraz zacznijmy omawiać.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: blog jest cholernie ciekawy i nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Jest to takie tajemnicze i po prostu cudowne :D
Po drugie: Lauren jest fajna i NORMALNA! :D W ogóle co Ci ludzie sobie myślą?! :o XD Że jest chora psychicznie? (PHI) Dobre żarty! Niech sami sobie przeżyją to co ona i wtedy ja powiem, że są chorzy psychicznie i zamknę ich w takich strasznych psychiatrykach jak w horrorach! :D
Po trzecie: Lauren jest niesamowicie sprytna! Ogólnie lubię ją :D
Po czwarte: Co do cholery ją zaatakowało? Albo... kto? :D No cóż narazie mogę sie tylko domyślać ;) Ale mam nadzieję, że następny rozdział przyniesie mi kilka odpowiedzi.
Szkoda, że nie udało Ci się wstawić zwiastunu ;c Z chęcią bym go obejrzała :)
No cóż...pozostało mi tylko czekanie z niecierpliwością na nastepny rozdział ;*
Pozdrawiam, życzę weny, masy pomysłów, aby szkoła nie dawała w kość (tak jak u mnie) i wszytkiego najlepszego ;*
Caroline xx.
http://torn-klaroline.blogspot.com/
Nie wiem jak znalazłam Twojego bloga, ale bardzo się z tego cieszę!
OdpowiedzUsuńNigdy nie umiałam pisać komentarzy, więc przepraszam ;c
Ty! Ty masz genialny styl pisania, jak? ; oo
Zazdro no ;_;
Nie wiesz czy pojawi się kolejny rozdział, nie wiesz?! Ale ja wiem, że musi! Rzadko interesują mnie blogi już po jednym rozdziale, więc jest dobrze!
Jedyne co mogę Ci zarzucić to przecinki. Brakowało kilku xD
Ale fabuła jest fajna ^^
Obserwuje! Znaczy, chyba, bo nie wiem gdzie jest ten przycisk! xD
I weny ♥
I zapraszam do mnie:
http://la-verdad-esta-en-tu-corazon.blogspot.com/
***
Usuń weryfikacje pod komentarzami! ;x
Już mozesz dodać mnie do lisy informowanych <3. Świetny rozdział, świetny pomysł na bloga. Zalatuje mi tutaj FF SPN (OC) ale nie jestem pewna. Podoba mi się już na wstępie główna bohaterka, jest wyraźna, trochę obłąkana chyba też :D ale podoba mi się. Polubiłabym ją, gdyby była człowiekiem takim prawdziwym. Trochę brakowało mi opisów psychiatryka, tego co widziała poza nim, ale nie ma co narzekać, i tak jest dobrze.
OdpowiedzUsuńNie chcę przedłużać, nawet nie wiem co dużo pisać, ale czekam na kolejny rozdział. Weny!
Zapraszam nie tylko na |rescue-me-dean| ale również na |so-crazy-in-love| (crossover TVD i TeenWolf. Mam nadzieję, że drugi blog również przypadnie ci do gustu :*
Haha, a ty jak zawsze masz już chmare fanów chociaż dopiero zaczełaś pisać tego bloga...normalnie Foch - jak tak możesz??
OdpowiedzUsuńWpadłam, chciaż miałam iść spać....widzisz przez ciebie zarywam noce by cię uszczęśliwić, byś już nie narzekała że nie czytam... xD
Twój blog jest ciekawy....podoba mi się :)
Mam nadzieje że tu nie będę miała tak dużo zaległości jak na twym poprzednim blogu. ;*
Jak zwykle nie wiem ci mam co jeszcze napisać...:/
Odchodząc od tematu twojego bloga, muszę powiedzieć że brakuje mi twych komentarzy u mnie, byłaś mą muzą, mym natchnieniem, a teraz nie mam nawet weny napisać sensownego komentarza...
Pisze ten komentarz poraz 3 i każdy kolejny jest coraz krótszy...
Twój blog mnie fascynuje, więc niestety i tu też będziesz musiała mnie znosić XD
Życzę weny, pomysłów, ciepełka, radości, słodkości, pięknej miłości i długiej młodości ( haha, głupia jestem.. )
Zapraszamy do mnie : http://battle-of-destiny-tvd.blogspot.com